Powered By Blogger

niedziela, 27 stycznia 2013

Imagin-Louis

Obiecany Imagin. Nad innymi siedziałam kilka dni, a tego napisałam w 4 godziny. To macie:


Louis miał dzisiaj wolne, ale ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Praktykowałam w Szpitalu Dziecięcym. Byłam pielęgniarskim popychadłem. "[T.I.], przynieś kawę", albo "[T.I.], idź po siostrę Ginę" koszmar.
Jak to studentki ; stażystki.
Pielęgniarka, która dostała mnie na "wychowanie" była super. Jedyna miła, pomocna, świetnie uczyła, i strasznie wymagająca. Za to wszelkie egzaminy zdawałam na 3 bez mrugnięcia okiem, ale po powrocie do domu leciałam z nóg.
-Jestem!-oznajmiłam wieszając płaszcz na kołku w korytarzu.
W salonie opadłam na fotel, i w tym momencie od strony sypialni zaczęła się do mnie zbliżać ubrana na czarno postać z maską na twarzy.
Westchnęłam ciężko.
-Louis, nie przestraszysz mnie jakąś maską kościotrupa, pomijając fakt, że masz na sobie niebieskie kapcie i moją starą spódnicę-powiedziałam patrząc na niego z politowaniem.
Louis zdjął maskę.
-Mogłaś chociaż udawać, że się boisz.-odparł niepocieszony.
-O Boże! Jakieś czarne monstrum chce mnie dorwać! Ratunku!-krzyknęłam bardzo piskliwym głosem.-Może być?
-Jakoś ujdzie.-uśmiechnął się i rozłożył ramiona-Wymęczyli cię, co?
-I to jak-odparłam wtulając się w niego.-Wcisnęli mi rozpuszczoną pięciolatkę z bólem brzucha, i przewrażliwioną  matkę do kompletu. Mała dostała wszystkie możliwe leki i nadal jęczała, a matka zarzucała lekarzom, że zaniedbują jej dziecko. Powiedziałam, że podali już wszelkie kropelki dopuszczalne dla jej wieku, a ta wredota zaczęła się na mnie drzeć, że mam przestać się wymądrzać, przestać pyskować, i , że w ogóle co to jest, żeby dzieckiem nie zajmowała się doświadczona pielęgniarka, tylko jakaś pyskata małolata.
Ta się darła, i w tym momencie weszła siostra Gina, i zapytała czy chce wyjść, bo ona nie zgadza się na takie traktowanie personelu i wyszła. Cindy, ta mała rozpłakała się i powiedziała, że wcale jej brzuch nie bolał, tylko udawała, bo nie chciała iść do przedszkola. Ogarniasz? Cały dzień męczyłam się z mamusią symulantki. -przytuliłam się mocniej do Louisa.
Nagle chłopak wziął mnie na ręce.
-Co ty wyprawiasz?-spytałam chwytając się mocniej jego szyi, by nie spaść.
-Niespodzianka-sapnął.
Postawił mnie dopiero w łazience, gdzie unosił się zapach moich ulubionych herbacianych róż. Na dodatek ich płatki pływały po powierzchni wody w wannie.
-Jesteś  wspaniały!-zachwyciłam się i mocno go pocałowałam.-Dziękuję.-szepnęłam z uśmiechem.
Odpowiedział tym samym i odsunął się.
Chciałam związać włosy na czas rozbierania, ale spostrzegłam, że zaplątały się w guziczek od bluzki.
 -Loui?
-Tak?
-Pomożesz?-poprosiłam i wskazałam na nieszczęsny guzik.
-Pokaż to...-podszedł i powoli, pasmo po paśmie wyplątywał włosy.-Gotowe-rzekł po chwili i podszedł do drzwi.
-Idziesz?-spytałam lekko zawiedziona.
-A co? Kolejny guzik?
-Nie. W sumie to liczyłam, że zostaniesz...
-Skoro nalegasz.-uśmiechnął się pod nosem, zawrócił i pocałował mnie w czoło.
                                                                   ***
Patrzyłam przez palce jak morderca obdziera ze skóry kolejną ofiarę.
-Boisz się?-szepnął Lou i przyciągnął mnie bliżej siebie.
-Nie. Ale przyznaj, że trochę to makabryczne. Straciłam już rachubę w trupach.-przyznałam.
Po kilkunastu minutach film się skończył.
-Chcesz herbatę?-zapytał wstając.
-Jasne-uśmiechnęłam się a chłopak poszedł do kuchni.
Wtem ktoś zapukał do drzwi.
Byłam już w pidżamie, ale trudno.
-Ja otworzę!-krzyknęłam wstając i zarzucając sobie na ramiona koc.
Za drzwiami stał mój były.
-Po co tu przyszedłeś? Czego ode mnie chcesz?-spróbowałam ukryć strach.
-Też się cieszę, że cię widzę. Wiesz, czego chcę.-uśmiechnął się wrednie.
-Nie Isaac. Nie po tym co zrobiłeś.
-Ale [T.I.] porozmawiajmy...
-Isaac, nie mamy o czym rozmawiać. Żegnam cię.-chciałam zamknąć drzwi ale wstawił stopę pomiędzy nie, a framugę.
-[T.I.] proszę!
-Nie! Spadaj stąd! Już!-chciałam wykopać jego stopę, ale był silniejszy, a ja zmęczona.
-[T.I.]...
-Spieprzaj!
-Ale...
-Louis! Chodź mi pomóż!
-Masz problem z zamkiem?-odkrzyknął z kuchni.
-Nie, z czymś większym!-krzyknęłam i zwróciłam się do Isaaca który otwierał usta żeby coś powiedzieć-Ale ja nie będę w ogóle z tobą rozmawiać.  Jak chcesz, to pogadaj sobie z Louisem.
-O co cho...-urwał Lou na widok Isaaca stojącego w drzwiach.-A pan chyba pomylił mieszkania.-rzekł i zmrużył oczy.
Isaac spiął się na jego widok. Nie był słaby, ale Louis ostatnio chodził na siłownię. Na dodatek po kąpieli  założył obcisłą koszulkę, więc jego kaloryfer był wyeksponowany.
-Więc albo sam pan natychmiast wychodzi, albo panu pomogę.-warknął.-To jak będzie?-dodał ostro.
Isaac mruknął coś pod nosem i szybko zbiegł po schodach.
Zamknęłam za  nim drzwi, i oparłam się o nie.
-Co za typ. I jeszcze ma czelność tu przychodzić!-zbulwersował się.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy. Uciekaj mi stąd bo zmarzniesz! Biegiem!-roześmiał się i zaatakował moje łaskotki na żebrach, i wrócił do kuchni a ja do salonu.
Po chwili przyniósł do pokoju dwa parujące kubki.
-Dzięki-szepnęłam gdy podał mi jeden.
-Czego on jeszcze od ciebie chce? nie jesteście razem od prawie pół roku.
-Chce żebym do niego wróciła.-odparłam wymijająco.
-[T.I.] znam cie. Musiał  zrobić coś naprawdę strasznego, że nie chcesz z nim nawet gadać. Co to było?-dopytywał się.
-A co? Chcesz żebym do niego wróciła?-odrzekłam ostrym tonem-Proszę bardzo. Mogę się spakować i  od zaraz z nim zamieszkać! Na pewno się ucieszy!-krzyczałam odstawiając kubek na stolik i zrywając się z kanapy.
Łzy naciekły mi do oczu.
Louis wstał i wpatrywał się we mnie wielkimi jak spodki oczami.
-Nie, [T.I.] co ty. Bardzo cię kocham. Przepraszam.-powiedział i spuścił wzrok.
Patrzyłam tak na niego i rozpłakałam się na dobre.
Louis od razu wziął mnie w ramiona i gładził wilgotne jeszcze włosy.
-Będzie dobrze kochanie.-szepnął.
-Nie Louis, nie będzie dobrze. A co jeśli on będzie tu ciągle przyłaził?-nie udało mi się ukryć drżenia głosu.
Chłopak uniósł palcem moją brodę i spojrzał mi w oczy.
-[T.I.], wiem, że nie chcesz o tym mówić, ale boisz się go. Jesteś przerażona-stwierdził-Kochanie, nie dam cię skrzywdzić, w żadnym wypadku.  Nie musisz się niczego ani nikogo bać.-zapewniał.-Ale proszę, powiedz mi dlaczego boisz się tego faceta?-zapytał wpatrując się we mnie tak intensywnie, że w końcu, choć bardzo tego nie chciałam, ustąpiłam.
Pzysiadłam na kanapie, a Lou usiadł obok mnie i przycisnął mnie do siebie. Biło od niego ciepło, bezpieczeństwo.
-Bił mnie.-wypaliłam wreszcie.
-Jak to?
-Normalnie. Dowiedziałam się, że mnie zdradził. Był już wieczór, wrócił z pracy. Powiedziałam mu, że wiem a on...sam wiesz. Wyrzuciłam go z domu. Był mój, a on miał samochód. Spał w nim póki nie znalazł sobie kawalerki. Ale spał pod blokiem w aucie i ciągle przychodził. Wystawał pod drzwiami, groził. Dlatego poprosiłam cię, czy mogę z tobą zamieszkać. Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Nie sądziłam, że się zakocham, a jednak jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała.-splotłam jego palce ze swoimi.
-Jezu, [T.I.] to okropne.
-Wiem. Dlatego nie chciałam ci o tym mówić.
-Tak mi przykro. Jeśli ten koleś jeszcze raz tu przyjdzie, to popamięta.-zagroził.
-No tak, ale jeśli dowie się w jakim szpitalu praktykuję? Będzie mnie nachodził. Chyba, że umówię się z recepcjonistkami żeby go nie wpuszczały. Przynajmniej kiedy tam jestem.-gdybałam.
Usłyszeliśmy pukanie.
Zerwał się i pobiegł do drzwi.
-Czego?-warknął-Tak. Dziękuję. Przekażę.-zatrzasnął drzwi i głośno tupiąc wrócił do salonu.
Gwałtownie usiadł obok mnie, i rzucił mi na kolana wielki bukiet czerwonych róż.
-Co on sobie wyobraża!-krzyknął z wściekłością.
Z pomiędzy kwiatów wysunęła się karteczka.
-Posłuchaj, bo nie uwierzysz: "Zostaw w cholerę tego jęczącego byczka i wróć do mnie. Tęsknię za naszymi wspólnymi nocami. Twój Adonis"-przeczytałam.-Boże, Louis, co ja mam z  tym zrobić?-spytałam płaczliwym głosem ciskając w kąt róże i karteczkę, i padając w ramiona mojego ukochanego.-On nie ma skrupułów. Jest wstanie wysyłać takie karteczki, kwiaty codziennie. Obrażać ciebie i mnie. Nie mam na to siły.
-Wiem! Zróbmy tak. Poczekamy, zbierzemy dowody, a potem podamy go do sądu o nękanie. Załatwię dobrego prawnika, na pewno uda nam się wywalczyć zakaz kontaktowania i zbliżania się.-mówił radośnie Louis.
-Louis, a...
-O nie. Nic z tych rzeczy. Już ja cię znam, będziesz go teraz bronić.-zmarszczył brwi- Nie ma takiej opcji. Jak ty nie pójdziesz, to ja to zrobię.-zarzekał się.
-Kochany, Kochany Loui.-zaśmiałam się i zmierzwiłam mu włosy.-Chciałam zapytać czy musimy czekać. Chyba mamy..-przerwałam bo przyszedł SMS.-...wystarczające dowody.-dokończyłam czytając wiadomość. Ze złością podałam komórkę Louisowi.
Przeczytał.
-Masz rację. Nie musimy czekać..-powiedział odrzucając telefon na fotel.-Już dobrze.-szepnął przytulając mnie mocno.-Damy radę kotku.
#####################################################
I jak się podoba? To jedna z lepszych rzeczy, jakie ostatnio napisałam. Mam niespodziankę:
Piszę się drugi imagin. Wasza Mara, znów ma pomysły ^^
Zobaczcie:



Niedawno porównywałam poprzednią fryzurę Zayn'a do misia. Teraz wygląda jak jego brat bliźniak!
Oj, Malik, chyba zgubiliśmy maszynkę do golenia, co?
Wygląda cudownie, (jak zawsze), ale moim zdaniem lepiej mu w postawionej grzywce.  Macie:



przyjrzyjcie się dobrze.
.
.
.
.
.
Widzicie Louisa?
Niczym seryjny morderca XD
Jebłam, ale spoko.
Jutro do szkoły. DUPA!!
W weekend postaram się dodać.
I postaram się pisać częściej, bo nieplanowana miesięczna przerwa to przesada. Jeszcze raz przepraszam.
Widzieliście dzisiejszy teleexpres? #SoProud. Ale jakość teledysku, beznadziejna. Ja mu dam  Imię Zayn czytać Zajan.
Do napisania kochani.
Love,
Mara.









1 komentarz: