http://www.youtube.com/watch?v=7NJqUN9TClM- link do piosenki, którą obowiązkowo musicie włączyć. Ten imagin napisała Klaudia z blogoonedirectionbloganki.blogspot.com
Kocham ten blog, a imaginy Klaudii są piękne. Mam nadzięję, że nie będzie na mnie zła, i powtarzam jeszcze raz TO KLAUDIA JEST AUTORKĄ IMAGINU NIE JA. A co do piosenki, to zobaczcie tłumaczenie, bo jest świetna
Szedłem niepewnie przed siebie. Za mną tłum ludzi. Wszyscy przyszli tu dla niej, a
ona, ona leżała przede mną w jasnej trumnie noszona przez kilku silnych
mężczyzn. Wszyscy razem szliśmy przed siebie. W końcu zatrzymaliśmy się, a
ksiądz zaczął głosić kolejne przemowy o niebie i śmierci. Ja nie słuchałem.
Wpatrywałem się tylko na nią. Leżała tam taka bezbronna. Nienaturalnie blada
twarz, zamknięte powieki, pod którym kryły się jej piękne błyszczące oczy,
których juz miałem nigdy nie zobaczyć. Na ramionach rozkładały się jej jasne
loki. Usta jakby się uśmiechały, chociaż był to tylko chory wytwór mojej
wyobraźni. Patrzyłem tak na nią i nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę.
Przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było normalnie. Ale tego wieczoru ona
musiała pojechać do tego sklepu. Musiała i musiał zdarzyć się ten pierdolony
wypadek.
- Hej, Hazz teraz ty. - usłyszałem nagle zza pleców.
Odwróciłem się. Louis pokazał gestem dłoni, że mam iść i coś
powiedzieć. Niepewnie ruszyłem przed siebie i chwyciłem mikrofon od matki
[T.I]. Spojrzałem na ludzi przede mną i zacząłem:
- No cóż. Co mam powiedzieć? [T.I] nie była dla mnie tylko
dziewczyną. Była kimś znacznie więcej. Była moim życiem. Kocham ją niezmiernie
i to się nigdy nie zmieni. Ona, ona żyła
w taki niesamowity sposób. Jakby każdy dzień był tym ostatnim. Brała z życia to
co najpiękniejsze, bawiła się. Na jej twarzy zawsze gościł ciepły uśmiech. -
nawet nie poczułem jak zaczął łamać mi się głos. - W jej oczach zawsze widać
było iskierki. Rano, gdy wstawała jej włosy, one wyglądały jakby przed chwilą
ktoś poraził ją prądem. Powtarzała mi wtedy, że kiedyś je obetnie i będzie
miała święty spokój. Nie zdążyła. Ale święty spokój ma już teraz. Właśnie,
czemu już? Czemu? Była taka młoda, chciałem spędzić z nią resztę życia. Ona
musiała odjeść. I nawet się tym nie przejęła. Gdy leżała w szpitalu i
wiedziała, że za chwilę umrze powiedziała mi:
- Harry tylko pamiętaj, że musisz zrobić pranie, bo kończą
ci się skarpetki.
Nie rozumiałem [T.I]. W takiej chwili mówić o praniu? Jednak
wtedy dała mi do zrozumienia, że nie boi się śmierci, że jest to coś
naturalnego. Pokazała mi po raz kolejny swój tatuaż na nadgarstku Birth Is The
Cause Of Death.
- Harry, urodziłam się, więc muszę umrzeć. Wcześniej czy
później. Nie ma się co smucić. Pochowasz mnie i żyje się dalej. O! Tylko,
obiecaj mi, że pochowacie mnie wśród białych róż, wszyscy będziecie ubrani na
biało i będziecie się cieszyć moim szczęściem. Potem puścicie moje ciało po
rzece śpiewając moją ulubioną piosenkę. Pamiętasz jaką? - uśmiechnęła się.
- One Time. -
powiedziałem krótko.
- Obiecaj mi to. - powtórzyła.
- Obiecuję. - pocałowałem delikatnie jej usta.
I teraz stoję tu tak i myślę sobie, że [T.I] była
niesamowita. I, że nie ma drugiej takiej osoby. Boże, dziękuję Ci za nią. Za
to, że mogłem ją spotkać i pokochać. Szkoda tylko, że mi ją zabierasz.
Wtedy usłyszałem głośne brawa. Ja odszedłem na bok i
pozwoliłem łzom płynąć. Co chwila
ocierałem je próbując wmówić sobie, że to nie podoba się [T.I] Ale nie mogłem.
Gdy uroczystość się skończyła nikt nie wrzucał ziemi go grobu. Ruszyliśmy w
kierunku rzeki, gdzie otwarta trumna z ciałem mojej ukochanej została włożona
do łódki. Tam wszyscy wrzucili do rzeki białe róże i zaczęliśmy śpiewać
piosenkę Justin'a Bieber'a - One Time. Spoglądałem ze smutkiem jak [T.I]
odpływa, już na zawsze. I wtedy poczułem coś w moim sercu. Ból, okropny. Nie
chciałem jej tracić. Wybuchłem spazmatycznym, niepohamowanym płaczem. Jak małe
dziecko. Zacząłem omijać wszystkich dobiegając do samego brzegu. Wiłem się,
próbowałem wyswobodzić z rąk przyjaciół. Potem rozhisteryzowany wskoczyłem do
rzeki i popłynąłem do łódki. Ludzie zaczęli robić "ochy" i
"achy" okazując swoje oburzenie. Ja popatrzyłem po raz kolejny na
twarzyczkę [T.I] Zacząłem całować czule jej chłodne usta, głaskałem jej bladą
skórę. Przytuliłem ją do siebie. Jej bezwładne ciało układało się na mojej
piersi.
- [T.I] nie umieraj!!!! - krzyczałem.
Wyglądałem jak jakiś psychiczny próbujący dokonać cudu.
Przecież wiadomo było, że ona sie nie obudzi. Ale ja po prostu chciałem tam z
nią zostać. Już na zawsze odpłynąć razem. Gdy Liam i Zayn podpłynęli do mnie i
próbowali mnie zabrać o mało co ich nie utopiłem.
- Zostawcie mnie do jasnej cholery!!! - darłem się. - Chcę
zostać z [T.I]!!!
Cały czas kurczowo trzymałem ciało swojej miłości w uścisku.
- Harry, zrozum. Ona NIE ŻYJE. - Zayn zaakcentował wyraźnie
ostatnie dwa słowa.
- Nie mów tak idioto! - odepchnąłem go od siebie.
Chłopak pomimo słabych umiejętności pływackich nie zachwiał
się. Patrzyłem na obu z wrogością całując dłonie [T.I]. Po pewnym czasie
chłopcy wreszcie opanowali sytuację. Ciągnąc mnie na siłę zostawili [T.I] na
łódce.
- Kocham Cię i nigdy nie przestanę. - krzyczałem jeszcze
przez chwilę.
Będąc już w domu schowałem głowę w kolanach i wspominając
nasze wspólne chwile zasnąłem w objęciach mojego Anioła Stróża.
Ten Imagin jest piękny i trzeba pamiętać, żeby żyć tak by po
twojej śmierci ktoś powiedział: „ (...)żyła w taki niesamowity sposób. Jakby
każdy dzień był tym ostatnim. Brała z życia to co najpiękniejsze, bawiła się.
Na jej twarzy zawsze gościł ciepły uśmiech. W jej oczach zawsze widać było
iskierki(...)”
Wtedy trudne życie będzie o wiele łatwiejsze. Przyrzekam.
Love,
Mara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz