Louis.
Stoję w kuchni i czekam na jego powrót. Był w trasie 3 miesiące. Sterczę w tym głupim oknie już z 20 minut.
Siadam na kanapę. Zaczęłam przeglądać jakieś stare czasopismo. Naglę usłyszałam dźwięk klucza przekręcanego w zamku.
-Wróciłem!-krzyknął zamykając drzwi.
Zrzucił buty, i podbiegł do mnie. Zaczęłam płakać.
-Czemu płaczesz? Nie cieszysz się, że wróciłem?-zapytał smutno.
-Nie...bardzo się cieszę. Bardzo za tobą tęskniłam. Ale, Louis...-nie umiałam mu tego powiedzieć.
-Co się stało?-dopytywał się zaniepokojony.
-Ja...Louis, ja mam raka.-szepnęłam.
-Czemu nie zadzwoniłaś? Przecież mogłem wcześniej przyjechać! Ile..-głos mu się załamał-Ile czasu ci zostało?
-Pół roku. Miałam mieć przeszczep, ale okazało się, że serce mojego dawcy jest wadliwe. Możemy tylko czekać. -łzy leciały mi ciurkiem.
-Och, Cassie. -objął mnie mocno.-Tak bardzo mi przykro. Mogę ci jakoś pomóc? Jakoś umilić ci czas w którym będziemy czekać na nowego dawcę?
-Ale Louis, nie wiemy czy będzie następny.
-Cassie, musimy wierzyć, że tak. To jak? Chcesz gdzieś pojechać? Pamiętam jak kiedyś mówiłaś o wycieczce do Włoch. A może do Polski? Słyszałem,że w Toruniu jest ładnie. Co ty na to?
-Hmmm, a co jeśli powiem, że chciałabym zostać z tobą w domu?-zapytałam
-Nie mam nic przeciwko.-Uśmiechnął się słabo i pocałował mnie.
Położyłam głowę w zagięciu jego szyi, i zaciągnęłam jego zapachem.
-Brakowało mi ciebie.-szepnęłam.
-Mi ciebie też.-odrzekł.
#Tydzień później#
-Dziękuję bardzo! Oczywiście! Stawię się jutro o ! Do widzenia!-zakończyłam rozmowę.
Louis poszedł po zakupy, i zaraz powinien wrócić. Usiadłam w fotelu i zaczęłam rozmyślać o mojej przyszłości z Louisem. Gdy usłyszałam jak otwiera drzwi, od razu rzuciłam się do przedsionka naszego mieszkania.
-Louis! Dzwonili ze szpitala! Jutr idziemy do szpitala, bo zaleźli dla mnie dawcę! Uwierzysz?!-Louis rzucił zakupy, złapał mnie w talii i zaczął okręcać. W końcu posadził mnie na blacie w kuchni, i pocałował namiętnie.
-Wiedziałem! Boże, ale się cieszę! Cassie to niesamowite! O której?-wykrzyczał ze szczęścia.
-O 12. Zadzwoń do Liama i Harrego, a ja zadzwonię do Zayna i Nialla.
Pocałował mnie jeszcze raz, i oddalił się trochę.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni, i wybrałam numer Nialla.
-Halo?-odezwał się.
-Cześć Niall. Tu Cassie.
-O hej. Co się stało? Coś ty taka szczęśliwa?
-Zaleźli dla mnie dawcę! Jutro idę do szpitala!-powiedziałam.
-Naprawdę? Boże, ale się cieszę! Mam obdzwonić resztę?
-Nie. Loui dzwoni do Liama i Harrego, a ja za chwilę do Zayna. Ale dzięki.
-Nie no spoko. Mam przyjść do szpitala jutro?
-Byłoby miło. Ale jeśli masz inne plany to to nie musisz.
-Który to szpital?
-Ten na Cal Street.
-Do jutra Cassie.
-Do jutra.
Teraz do Zayna.
-Hej Cassie. Co tam?
-Hej. No wiesz nic specjalnego. Tylko ładna pogoda,znaleźli mi dawcę serca, nawet ciepło jak na październik, nie?
-Cassie to świetnie! Kiedy przeszczep?
-Chyba jutro. Do szpitala idę jutro o 12.
-Gdzie?
-Na Cal Street.
-Do zobaczenia jutro o 12. Mogę wziąć Perrie?
-Jasne. Do jutra.
-Pa pa-pożegnał się i rozłączył.
Już chciałam schodzić z blatu, ale zobaczyłam Louisa idącego w moja stronę, i zostałam na miejscu.
Położył dłonie na moich kolanach.
-Zadzwoniłeś do wszystkich?
-Tak. To co? Świętujemy? Jak wracałem, wypożyczyłem jakąś komedię romantyczną.
-Przecież ty nie lubisz takich filmów.
-Ale ty lubisz.
-Kocham cię
Ja ciebie też-szepnął i pocałował mnie.
Zdjął mnie z blatu, i posadził na sofie.
-Wezmę jeszcze tylko te zakupy, i już przychodzę.
Po chwili wrócił z płytą DVD.
Włożył ją do odtwarzacza, i puścił film.
Uśmialiśmy się jak nigdy.
Kiedy zobaczyliśmy napisy końcowe, odwróciłam głowę do Louisa i powiedziałam
-Jacie, jakie to było głupie!
-Dawno nie widziałem tak idiotycznego filmu. Mogę ci zadać jedno bardzo ważne pytanie?
-No jasne. Jak zawsze. O co chodzi?
Louis uklęknął przede mną, i z kieszeni bluzy wyjął małe, czerwone pudełeczko.
-Cassie, wyjdziesz za mnie?-zapytał patrząc mi w oczy.
Nie umiałam wydobyć słów, więc tylko pokiwałam głową, a oczy zaszły mi łzami.
Na serdeczny palec drżącej ręki wsunął mi śliczny pierścionek z białego złota, wyciętym w kształt serca małym, fioletowym ametystem.
-Podoba ci się?
-Jest piękny! Och Louis, jesteś wspaniały!-powiedziałam i objęłam go za szyję. -Nie mogłam trafić na nikogo lepszego.
-Ja też nie wyobrażam sobie życia gdyby miało cię zabraknąć. -szepnął mi do ucha.
Ziewnęłam szeroko.
-Loui? A nie będziesz zły jeśli już się położymy?
-Jasne, że nie, chodź-powiedział i wziął mnie na ręce.
Postawił mnie w drzwiach łazienki. Weszłam, umyłam szybko zęby, i ubrałam jego ulubioną koszulkę.
Przebrana poszłam do sypialni, i położyłam się do łóżka.
Chwilę potem obok leżał już Louis, i wpatrywał się w moje zielone oczy.
-Dobranoc-szepnął obejmując mnie.
-Dobranoc-odszepnęłam wtulając się w jego klatkę piersiową.
#Następnego Dnia#
Otworzyłam oczy, i spojrzałam na zegarek. Była 9.40.
Popatrzyłam na Louisa. Obudzę go 10. Wstałam i po cichu wymknęłam się do łazienki.
Umyłam się i ubrałam luźne spodnie, i moją ukochaną koszulkę z pingwinami.
Weszłam do sypialni gdzie jeszcze spał Loui. Zaczęłam przygotowywać rzeczy, które muszę wziąć do szpitala. Nie wiem ile tam będę. Tydzień? Dwa?
Gdy skończyłam się pakować była 10.30
-Loui? Lou, wstawaj. -szepnęłam, a on otworzył zaspane oczy.
-Już-powiedział i przeciągnął się.
Usiadł na brzegu łóżka.
Podeszłam do szafy i wyjęłam czyste ciuchy dla Lou.
Położyłam mu je na kolanach.
-Proszę. Teraz idź się ogarnąć.
-Dzięki-ziewnął.
Pokręciłam głową ze śmiechem.
-Jaki ty jesteś uroczy.
-Tak, tak. Wiem. Tylko nie zacznij piszczeć, błagam. -powiedział ze śmiechem.
Uśmiechnęłam się i poszłam ogarniać mieszkanie. Usłyszałam dźwięk lecącej wody. Niedługo po tym zamykaliśmy już za sobą drzwi.
Gdy dojechaliśmy do szpitala była 11.50
-Dzień dobry-powiedziała sztucznie uśmiechnięta recepcjonistka.-W czym mogę pomóc?
-Dzień dobry. Ja nazywam się Cassandra Davis, i dr.Travis kazał mi się stawić to dzisiaj.
-Ach, tak. Cassnadra Davis. Proszę iść do sali nr.6 i poczekać chwilę.
-Dobrze, dziękuję.
Złapałam Louisa za rękę i poszliśmy do sali nr.6
Po chwili przyszedł dr.Travis.
-Dzień dobry panno Davis.
-Dzień dobry panie doktorze.
-Mamy dla ciebie serce. Czy możemy operować o 14.30?-zapytał
Popatrzyłam na Louisa.
-Im szybciej tym lepiej, nie?-powiedział.
-No chyba tak.-zwróciłam się teraz do dr.Travisa.-Tak. 14.30.
-Świetnie. Proszę za mną.-rzekł, i poprowadził nas do sali na drugim końcu szpitala.
-Zapraszam. Można sie już rozpakować. Zobaczymy się o 14.30-uśmiechnął się i wyszedł.
Usiadłam po turecku na łóżku. Torba wylądowała po łóżkiem.
#14.30#
-Do zobaczenia.-powiedziałam Louisowi gdy wjeżdżałam na salę operacyjną.
-Do zobaczenia.-odpowiedział drżącym głosem.
#Kilka godzin później oczami Lou#
Siedzę w tej cholernej poczekalni już ze trzy godziny.
Podniosłem wzrok i zobaczyłem Harrego, Liama, Nialla i Zayna z Perrie idących korytarzem.
-Cieszę się, że przyszliście.-uśmiechnąłem się.
-Nie było innej opcji. Przecież nie mogliśmy pozwolić żebyś siedział tu sam. -odpowiedział Harry.
Cały czas zajmowali moje myśli jakimiś głupotami. Bardzo mi to pomogło.
Po godzinie przyszedł dr.Travis.
-Przepraszam? Pan jest chłopakiem panny Davis?
-Narzeczonym. Jak poszła operacja?
-Świetnie. Cassandra to silna dziewczyna. Jeśli pan chce, można do niej iść. Tylko prosiłbym maksymalnie trzy osoby na raz. Widzę, że sporo was się tu zebrało. -powiedział z uniesioną brwią.-Za chwilę powinni ją przywieść do tej sali.
-Dziękuję bardzo-podziękowałem mu.
Dr.Travis poszedł, a chłopcy i Perrie zaczęli mi gratulować.
-Narzeczony powiadasz?- powiedział Niall.
-No tak. Od wczoraj.-uśmiechnąłem się.
-Super. Gratulacje.-odrzekła Perrie.
-Dzięki. W ogóle dziękuję wam wszystkim, że tu ze mną siedzieliście.
-Nie ma za co. Naprawdę.-poklepał mnie po plecach Liam.
W tym momencie zobaczyłem jak wiozą Cassie.
Ustawili jej łóżko, pielęgniarki i cały ten szpitalny zastęp wyszedł a ja od razu wparowałem do jej sali.
#Oczami Cassie#
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam, to Louisa siedzącego na krześle.
-Hej-powiedziałam słabym głosem.
-Obudziłaś się! Jak się czujesz?
-Dobrze.
I WSZYSCY ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE.
KONIEC.
######################
Nie umiem pisać krótkich imaginów. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Raczej moje imaginy będą z happy endem. Smutne mnie dobijają. Jutro najpóźniej w niedzielę dodam 7 część.
Love,
Mara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz